Rosja traci 140 mld dol. rocznie przez tanią ropę i sankcje

 lata.

W poniedziałek Anton Siłuanow, minister finansów Federacji Rosyjskiej, powiedział, że jego kraj z powodu sankcji gospodarczych i niskich cen ropy naftowej może tracić rocznie około 140 mld dolarów.

To kolejne pesymistyczne informacje, jakie płyną z ust kremlowskich oficjeli. Dwa dni wcześniej o trudnej sytuacji rosyjskiej gospodarki i ponurych perspektywach dla rubla mówił z kolei Aleksiej Kudrin - jego poprzednik na stanowisku ministra finansów.

- Około 40 miliardów dolarów rocznie tracimy z powodu sankcji geopolitycznych, a około 90-100 miliardów rocznie tracimy ze względu na spadek cen ropy o 30 proc. - powiedział w poniedziałek Siłuanow.

Z wypowiedzi rosyjskiego ministra finansów jasno wynika, że dużo większy wpływ na finanse Rosji ma rozpoczęty od września gwałtowny spadek cen ropy naftowej. Przyspieszył on również dewaluację rubla, który od początku roku stracił ponad jedną trzecią wartości, a także odpływ kapitału, który zdaniem Banku Centralnego Rosji w tym roku wyniesie prawie 130 mld dol.

Te straty Rosji może powstrzymać tylko wzrost cen "czarnego złota". Według dziennika "Kommiersant" Moskwa zaproponowała państwom kartelu OPEC skoordynowane ograniczenie wydobycia "czarnego złota", aby podbić jego cenę. Rosja miała zaproponować, że zmniejszy wydobycie o 15 mln ton ropy (o ok. 3 proc.), jeśli państwa OPEC obetną swoje dostawy o 70 mln ton. Decyzja w sprawie ewentualnych ograniczeń wydobycia OPEC ma podjąć w najbliższą środę. "Kommiersant" zaznacza jednak, że plan ograniczenia wydobycia ropy w Rosji budzi spory we władzach tego państwa, gdyż część rosyjskich urzędników obawia się, iż zmniejszyłoby to jedynie dochody z eksportu tego surowca.

Rosyjska agencja TASS, cytując wypowiedź ministra finansów, przypomina również, jak Władimir Putin w dużym wywiadzie dla niej opublikowanym w niedzielę tłumaczy powody taniejącej ropy. Jej ceny spadają, zdaniem prezydenta Rosji, z kilku powodów. Po pierwsze, Arabia Saudyjska, Libia i Iran zwiększają jej produkcję.

Państwo Islamskiej (PI) sprzedaje również pewne ilości ropy po bardzo niskiej cenie - 30 dolarów za baryłkę (ropa PI jest sprzedawana m.in. reżimowi Baszara al-Asada i częściowo transportowana przez terytorium Turcji). Ropa również tanieje - jak mówi Putin - z powodu globalnej stagnacji.

Rubel będzie się nadał osłabiał

Mało optymistycznie o przyszłości rosyjskiej gospodarki wypowiedział się również Aleksiej Kudrin, były wieloletni minister finansów Rosji. W sobotę powiedział, że jego zdaniem rubel, który już stracił w tym roku niemal 30 proc. w stosunku do dolara, będzie się nadal osłabiał - jeszcze przez ponad dwa lata. Proces ten jednak jego zdaniem będzie postępował wolno.

Zdaniem Kudrina nieszybko też nastąpi powrót zagranicznych inwestorów do Rosji. Ich przekonywanie i odbudowa zaufania do rubla zajmą lata

Kaczyński - wściekłość i żal

Czytaj więcej: Kaczyński - wściekłość i żal

Kaczyński - wściekłość i żal

kOd czasu, gdy Jarosław Kaczyński jako premier wyzwał ludzi, którzy się z nim nie zgadzali od ZOMO, trudno uważać go za wzór dobrego wychowania. I to mimo wysiłków pisowskich publicystów, którzy tego rodzaju wybryki lidera PiS uważają za "zrozumiałe", bo wynikające z konsekwentnie uprawianego wobec niego "przemysłu pogardy".

Wywiad Kaczyńskiego dla "Wprost" jest kuriozalny ze względu na natężenie inwektyw oraz to, że lider PiS w rozpaczy rozdaje ciosy na lewo i prawo. PSL, jak stwierdza, "czyli ZSL" - to dla niego partia konsekwentnie prorosyjska. Choć to z tą partią kleił koalicję w 1989 r. i namawiał ją do wsparcia IV Rzeczypospolitej w 2007 r., gdy wykończył Samoobronę. Prezydent Bronisław Komorowski, co już wcześniej słyszeliśmy, został wybrany w wyniku "wielkiego nieporozumienia", bo jest postrzegany jako konserwatywny, a w gruncie rzeczy jest to "polityk skrajnej lewicy, choćby obyczajowej". Jedynie Leszek Miller zasługuje na przyjazne określenie jako "bagnet" potrzebny w wojnie, choć zdaje się, że to Kaczyński chciałby w tej wojnie bagnetem dowodzić. Słuszna jest niewątpliwie krytyka działań PKW, która zafundowała nam nieprawdopodobny bałagan. Widać jednak, że prezes nie może się zdecydować, czy wyniki tych wyborów są tylko "niewiarygodne", czy też zostały "sfałszowane", a co za tym idzie - władza przestała być demokratyczna, zaś obywatel stał się poddanym.

W przypadku polityków często od tego, co mówią, istotniejsze jest, dlaczego to mówią. Niekontrolowany wybuch wściekłości Jarosława Kaczyńskiego coś oznacza i z czegoś wynika. Obrazuje jakąś frustrację.

W wywiadzie dla "Wyborczej" na miesiąc przed wyborami samorządowymi były już rzecznik PiS Adam Hofman twierdził, że wygrana jego partii to choćby o jeden więcej radny w sejmiku województwa. Tak się nie stało. PiS te wybory faktycznie przegrał. Mimo że wiele czynników przemawiało za jego wygraną - choćby fakt, że do urn poszło więcej wyborców z mniejszych miejscowości i wsi, gdzie poparcie dla PiS jest tradycyjnie wyższe.

To te wybory miały pokazać, że PiS nie tylko jest zdolny do wygrywania wyborów, ale do samodzielnych rządów bez żadnego koalicjanta. Okazało się jednak, że spora część wyborców, nawet ta zniechęcona do Platformy Obywatelskiej, woli zagłosować na PSL, byleby nie głosować na partię Jarosława Kaczyńskiego. PiS-owi po raz kolejny nie udała się próba przebicia szklanego sufitu - czyli zdobycie ponad jednej trzeciej głosów, bo zasada "byleby nie na PiS" nadal obowiązuje.

Tym wywiadem prezes PiS udowadnia, że obawa Polaków przed takim politykiem jak Kaczyński jest jak najbardziej słuszna, a nasz naród jest narodem mądrym i rozsądnym, choć nie zawsze jest w stanie poprawnie wypełnić karty do sejmiku województwa.

Zrozumiałe jest, że w takiej sytuacji prezes Kaczyński nie chciałby konfrontacji z premier Ewą Kopacz i nic nie wyjdzie z zaproszenia jej na posiedzenie klubu PiS. Kaczyński twierdzi, że premier nie jest tego godna, bo "jej poziom cynizmu i hipokryzji" nadmiernie go razi. Poprzednio jak ognia unikał konfrontacji z Tuskiem, teraz boi się starcia z premier Kopacz. W takiej sytuacji wygodniej jest bowiem wygłaszać tyrady do pustego krzesła.

Marzenia PiS o wielkim zwycięstwie wyborczym w 2015 roku i samodzielnych rządach właśnie pryskają. To musi budzić wściekłość. To musi rodzić niedowierzanie. W takiej rozpaczy można jedynie zwyzywać konkurentów w wywiadzie prasowym i jeszcze wyjść na ulicę, by wykrzyczeć swoją wściekłość.